Opowieść
29 sierpnia 1932
Dziś o świcie po raz pierwszy w życiu udało mi się zobaczyć morze. Skąd pochodzę? To już nie ma znaczenia. Nareszcie jestem, tu w Gdyni, w Mieście z Morza i Marzeń, jak o nim mówią. Rozpoczynam nowe życie. Mam ze sobą skromną, skórzaną torbę, kilka sztuk ubioru na zmianę, niewiele więcej.
To “niewiele” to list polecający, jaki wystawił mój nauczyciel z gimnazjum, Jan Piotrzkowski. Jego przyjaciel jest starszym inspektorem w gdyńskiej komendzie policji. Mam też adres taniej stancji. Zamierzam się tam zatrzymać, a jutro z samego rana udam się na komendę. Muszę dostać tę pracę.
30 sierpnia
Nie wiem co o tym myśleć. Może gdy spiszę przebieg dzisiejszego spotkania, myśli jakoś ułożą mi się w głowie?
Dziś, od razu po przybyciu na komendę, gdy tylko padło nazwisko mojego patrona, posterunkowy strzelił obcasami i zaprowadził mnie do niego niezwłocznie. Starszy inspektor Edmund Żywiecki to surowy jegomość. Wydawał się nie tyle rzeczowy, co oschły. Naszej rozmowy nie mogę zaliczyć do miłych. W pewnym momencie wydawało mi się, że nic z tego, że nie dostanę tej pracy. Przeszło mi przez myśl, że trzeba zbierać się do wyjścia. Wtedy Żywiecki zupełnie mnie zaskoczył.
- Zaufam ci. Ale pamiętaj! Robię to wyłącznie ze względu na dawną zażyłość z twoim profesorem. – zawahał się, jakby jeszcze nie był pewien czy to dobry pomysł. Szybko podjął ostateczną decyzję. – Jest sprawa, która jest dla mnie nader niewygodna. Dotyczy bardzo bogatego człowieka, ważnej persony w mieście. Chciałbym, aby przyjrzał się jej ktoś z zewnątrz. Ktoś kto nie jest w żaden sposób związany z miastem i jego mieszkańcami.
- Nikogo tu nie znam. Nikogo oprócz pana.
- Dlatego przydzielę ci tę sprawę. Dostaniesz biurko, notes, długopis, teczkę. Moi wywiadowcy codziennie będą przynosić ci kopie dokumentów do weryfikacji. Co trzy dni będziesz raportować mi o postępach. Masz trzy tygodnie, żeby się wykazać. To twoja szansa. Potem będę zmuszony przekazać śledztwo komuś innemu.
- Czego dotyczy ta sprawa? Czy tego człowieka okradziono? Czy to jakieś przestępstwo gospodarcze? Coś związanego z Niemcami?
Edmund Żywiecki zamilkł na dłuższą chwilę.
- Bernard Filipczak, właściciel firmy budowlanej „Tytan” został otruty. Umarł podczas przyjęcia, jakie wyprawił we własnym domu w ostatnią sobotę. Byli tam sami najbliżsi mu ludzie. Rodzina, współpracownicy, przyjaciele. Jedna z tych osób jest mordercą.
Trudno było mi uwierzyć w to co słyszę. Zabójstwo? Moja pierwsza sprawa? Pozostało mi jedynie milczeć i czekać co powie dalej.
- Jan pisze w swoim liście, że masz niebywale lotny umysł, myślisz logicznie, trzeźwo, cechuje cię wytrwałość i sumienność.
Spojrzał mi prosto w oczy. Nagle wydał mi się bardzo, bardzo zmęczony.
- Rozwiąż dla mnie tę sprawę. Znajdź mi mordercę, zanim będzie za późno.
31 sierpnia – Mój pierwszy dzień w pracy
Siedzę przy Moim Biurku. Mam pracę w Gdyni. To chyba cud. Ale! Nie mogę się rozpraszać, muszę się skupić. Czytam więc wstępny raport. Nie ma tu wiele informacji. Garstka plotek, kilka suchych faktów.
Zabawa taneczna była planowana przez małżeństwo Filipczaków od kilku tygodni. Miała to być idealna okazja, aby wraz z najbliższymi członkami rodziny i przyjaciółmi świętować powrót ich najstarszej córki z zagranicy. Rodzina nie widziała jej bowiem od dłuższego czasu, więc rodzice byli uradowani na myśl o jej odwiedzinach.
Goście zaczęli schodzić się o godzinie 18:00. Policja została wezwana na miejsce kilka minut po godzinie 23:00. Gospodarz umarł w ogrodowej altanie, w otoczeniu części swoich gości. Podejrzewano zawał, ale poniedziałkowe badanie wykluczyło taką możliwość. Patolog twierdzi, że Bernard Filipczak bez wątpienia został otruty.
To wszystko co w tej chwili wiem. Za chwilę otrzymam pierwszą partię materiałów.
Szczerze mówiąc… Nie mogę się doczekać.